Jeśli zadam Ci pytanie „Czego używasz do myślenia?”, raczej nie spodziewam się usłyszeć innej odpowiedzi niż: „Mózgu, no kurde!”. To dla nas oczywista oczywistość, bo kultura, w której wzrastamy jest neurocentryczna. Czyli taka, stawiająca mózg w centrum wszelkich operacji myślowych. Jednak świat staje się (z każdą minutą!) coraz bardziej złożony. Mierzymy się z problemami, które kiedyś nie mieściłyby się w głowie. Jeden umysł jednego człowieka może nie wystarczać, kiedy mierzymy się z bardzo skomplikowanym problemem. Takim spoza obszaru naszej ekspertyzy. Takim, który dotyka nie tylko nas w sferze poznawczej, ale może dotyczyć naszych emocji, naszej duchowości. Jak radzić sobie z takimi problemami? Odpowiedź znajdziecie w książce „Jak myśleć, nie używając mózgu”.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam o tej książce, pomyślałam, że tytuł jest naprawdę dobrym clickbaitem.
Nie spodziewałam się jednak, że książka tak dobrze dowiezie obietnicę. Może nam się wydawać, że używamy tylko naszego mózgu do przeprowadzania procesów myślowych, podejmowania decyzji, rozwiązywania problemów, wpadania na nowe pomysły. Nic bardziej mylnego. Wspieramy nasze myślenie przez aplikacje, komputery, nawet smartfony, które bywają nie tylko przedłużeniem naszego umysłu, ale też ręki.
Właśnie ta koncepcja przedłużania umysłu lub rozszerzania umysłu, jak w książce pisze o niej autorka Annie Murphy Paul, tak bardzo mnie zafascynowała. Zaczęłam o tym myśleć i stawało sie to dla mnie coraz bardziej oczywiste. Nie możemy traktować mózgu jako organu zamkniętego w naszej głowie, który samodzielnie przeprowadza operacje, procesy i wszelkie zabiegi umysłowe. Ten mózg nigdy nie działa sam.
Jak myśleć, nie używając mózgu – przykłady z życia
Wyobraź sobie taką sytuację.
Masz podjąć trudną decyzję i zdecydować się na ofertę pracy. Ta praca jest o niebo lepiej płatna niż Twoja obecna. Będziesz też mieć ogromne możliwości rozwoju i pięcia się po szczeblach kariery. Mózg mówi: „Taaak! Wszystkie argumenty przemawiają za tym, żeby wziąć tę pracę”. Jednak, kiedy wyobrażasz sobie siebie w nowej firmie, zaczyna cię boleć brzuch. Czujesz dyskomfort, nerwowe pulsowanie, które jakby chciało Ci o czymś powiedzieć. Zastanawiasz się dłużej, badasz różne aspekty tej decyzji i firmy, do której masz przejść. Nagle doznajesz olśnienia. Orientujesz się, że kultura w tej firmie kłóci się z Twoimi wartościami. Twój umysł ROZSZERZYŁ SIĘ na Twoje jelita, Twoje trzewia, które wysyłały Ci sygnał, że coś jest nie tak.
U mnie takie sygnały z ciała występują bardzo często. Już dawno nauczyłam się słuchać ich na równi z tym, co podpowiada umysł i logiczne argumenty.
Albo spójrzymy na inną sytuację, która pokaże Ci, co to znaczy myśleć… przestrzenią.
Wyobraź sobie, że masz do wykonania kreatywne zadanie. Takie, które wymaga tego, żeby Twój umysł błądził, wędrował, odkrywał nieodkryte zakamarki w Twojej głowie, wydobywał z nich pomysły i budował wizję zadania. W jakim miejscu lepiej sobie z tym poradzisz? W open space, na sali z innymi 30 osobami, gdy wokół Ciebie jest ciągły harmider, ktoś chce z Toba wypić kawę, a zaraz ktoś inny prosi o Twoją pomoc? Czy może… siedząc w parku, opierając się o drzewo, patrząc w niebo i pozwalając swojemu umysłowi się zrelaksować? Która z tych przestrzeni jest skutecznym przedłużeniem Twojego umysłu?
Mam dla Ciebie jeszcze jedną historię. Jeszcze jeden obraz.
Czy znasz pojęcie modelowania? To taki psychologiczny termin, oznaczający naukę poprzez obserwowanie innych ludzi i powtarzanie ich zachowania. Może Ci się wydawać, że nigdy tego nie robisz, ale KAŻDY z nas to robi na bardzo wczesnym etapie życia.
Wyobraź sobie małe dziecko. Nie ma zbyt wielu umiejętności motorycznych, ale obserwuje w otoczeniu rodziców i swoje rodzeństwo. Widzi, jak klaszczą, tańczą, machają rękami, piją wodę z butelki, przesuwają palcem po ekranie smartfona… Uczy sie tych ruchów i zaczyna je powtarzać. Zaczyna naśladować. Jego umysł rozszerza się na zachowania innych ludzi.
To samo występuje nie tylko z dzieckiem, ale też w relacji mentoringowej. Mentor, czyli osoba o pewnym doświadczeniu w danej dziedzinie, przekazuje swoją wiedzę do mentee, czyli osoby poddawanej mentoringowi. Nowicjusz w danej dziedzinie rozszerza swój umysł o doświadczenie eksperta, który wiedzę mu przekazuje. Jednak nie tylko przekazuje. Bywa, że ekspert pokazuje konkretne czynności, które nowicjusz musi wykonać. Poprzez modelowanie, nowicjusz nabiera wprawy. Możesz taki zestaw czynności kojarzyć ze średniowieczną koncepcją czeladnictwa. Młody adept, czeladnik np. wykuwania mieczy zdobywał umiejętności teoretyczne i praktyczne pod okiem mistrza, naśladując jego działania.
Przytoczone przykłady udowadniają nam, że umysł rozszerzamy od zawsze. Nie zawsze tylko mieliśmy tego świadomość i wychodziliśmy poza koncepcję neurocentryzmu. Takie szersze spojrzenie jest jednak potrzebne, bo złożonych problemów będzie tylko coraz więcej. Zgoda na to, żeby korzystać z zasobów poza mógiem do nauki, rozwiązywania problemów czy podejmowania decyzji może pomóc nam oszczędzić czas i nerwy. A nierzadko też pieniądze.
Książka „Jak myśleć, nie używając mózgu” autorstwa Annie Murphy Paul to nowość wydana nakładem wydawnictwa Feeria. Dawno nie czytałam książki, która dałaby mi tak wiele olśnień i momentów „aha” w trakcie lektury.
Jeśli interesuje Cię efektywna praca, nauka oraz skuteczne rozwiązywanie problemów i podejmowanie decyzji, to koniecznie zapoznaj się z tą lekturą. Mam wrażenie, że koncepcja „rozszerzania umysłu” na dobre zagości w naszej świadomości i usłyszymy o niej jeszcze nie raz.
Książkę możesz kupić TUTAJ, w promocyjnej premierowej cenie.
Ten artykuł powstał we współpracy reklamowej z Wydawnictwem Feeria. Bardzo dziękuję za możliwość przeczytania tej fascynującej książki i podzielenia się moimi refleksjami z szerszym gronem.