Liczba rzeczy, które wiemy na pewno, jest maleńka w porównaniu z liczbą tych, o których wiemy, że nie wiemy. Liczba rzeczy, o których nawet nie wiemy, że nie wiemy, jest najprawdopodobniej jeszcze większa, ale niestety nie wiemy tego na pewno.
Kolejny problem z demokracją polega na tym, że ludzie generalnie są jej wielkimi fanami, gdy myślą, że może dać im władzę, ale nagle tracą zainteresowanie, gdy zanosi się na to, że mogą ją stracić. W rezultacie demokracja często wymaga naprawdę wyczerpującej pracy, by zapewnić jej dalsze istnienie.
Problem ponownie wyrasta z niezrozumienia, że ekosystemy są skomplikowane i nieprzewidywalne. O tak, myślimy sobie, dajmy gatunek tu, moje ujmijmy dwa gatunki tam, a będzie znacznie lepiej. W tym momencie ni stąd, ni zowąd pojawiają się Niezamierzone Konsekwencje ze swoimi kumplami, Skutkami Upocznymi i Efektem Kaskadowym, i razem urządzają sobie imprezę nieposkromionej pychy.
Jak to się stało, że nasz wyjątkowy sposób myślenia pozwala nam na przeróżne sposoby kształtować świat zgodnie z naszymi pragnieniami, ale również dzięki niemu ustawicznie dokonujemy absolutnie najgorszych wyborów, chociaż jest jasne, że są złe? Krótko mówiąc: wysłaliśmy człowieka na Księżyc, a jednak wciąż wysyłamy TAKI tekst do naszych eks? Wszystko sprowadza się do tego, w jaki sposób ewoluował nasz mózg.
W 1945 roku Robert Oppenheimer, który kierował projektem budowy bomby atomowej w Los Alamos, napisał: „Jeśli ta broń nie przekona ludzi do położenia kresu wojnom, to nie dokona tego nic, co kiedykolwiek wyjdzie z laboratorium”. Na przekór jego nadziejom – i nadziejom Nobla, Gatlinga, Maxima i Wrighta – wciąż mamy wojny, chociaż przynajmniej jeszcze nie mieliśmy wojny jądrowej (w każdym razie, gdy to piszę), więc może Oppenheimer wygrywa na punkty.
Ludzie naprawdę dobrzy w swoim fachu mają tendencję do zaniżania oceny swych umiejętności, natomiast ci o znikomych kwalifikacjach dziko je przeceniają. Po prostu za mało wiemy o naszych wadach, żeby dostrzec, jacy jesteśmy w czymś kiepscy. I dlatego wciąż robimy głupoty, przepełnieni pewnością siebie i błogim optymizmem, nieświadomi, że strasznie się myliliśmy (…) że wszystkich błędów popełnianych przez nasz umysł właśnie pewność siebie i optymizm mogą być najbardziej niebezpieczne.
Ale ludzki mózg, choć niezwykły, jest również wyjątkowo dziwaczny i skłonny do popełniania fatalnych omyłek w najmniej odpowiednim momencie. Wciąż podejmujemy koszmarne decyzje, wierzymy w idiotyzmy, ignorujemy dowody, które mamy przed oczami, i tworzymy plany pozbawione nawet odrobiny sensu. Nasz umysł potrafi wymyślać koncerty, miasta i teorię względności, a jednak bez pięciu minut bolesnych rozważań nie umie zadecydować, jakie chipsy chcemy sobie kupić.
Przyszłość wciąż nadciąga szybciej, niż się spodziewaliśmy, a my wciąż usiłujemy ją przewidzieć.
Przepowiadanie, jak wykazaliśmy, jest niezawodnym sposobem na to, by zrobić z siebie idiotę w oczach późniejszych historyków. Może przyszłe dziesięciolecia i stulecia pokażą, że ludzkość popełnia całe serie zupełnie nowych, oryginalnych błędów; może znajdziemy jakąś drogę, żeby wcale ich nie popełniać. Ale gdyby pójść o zakład, najrozsądniej byłoby postawić na to, że prawdopodobnie będziemy powielać błędy przeszłości.
Są nawet dowody na to, że w pewnych okolicznościach samo mówienie ludziom, że nie mają racji – nawet jeśli cierpliwie pokazujesz im to czarno na białym – może wręcz silniej utwierdzić ich w błędnym przekonaniu. Skonfrontowani z tym, co uważają za przeciwieństwo swojej racji, stają się jeszcze bardziej uparci i jeszcze mocniej okopują się na swoich pozycjach.
Chciwość i samolubstwo dają o sobie znać również w innym powszechnym błędzie: razem niszczymy wspólną własność, coś, co jest dostępne dla wszystkich, ponieważ chcemy wyciągnąć korzyści dla siebie. W naukach społecznych ta kategoria zawalania sprawy nosi nazwę „pułapki społecznej” albo „tragedii wspólnego pastwiska”: to, co robi jeden człowiek, może być absolutnie nieszkodliwe na krótką metę, ale gdy wielu ludzi równocześnie zacznie robić to samo, na dłuższą metę skutki okażą się opłakane.
W 1987 roku Jared Diamond, zwolennik teorii „Rolnictwo było strasznym błędem”, w artykule opublikowanym w magazynie „Discover” napisał: „Zmuszeni wybierać pomiędzy ograniczeniem populacji a próbą zwiększenia produkcji żywności, wybraliśmy to drugie, co doprowadziło do głodu, wojny i tyranii”. Krótko mówiąc, przedłożyliśmy ilość nad jakość. Cali my.
Kolejnym z naszych najpowszechniejszych błędów są uprzedzenia: tendencja do dzielenia świata na „my” i „oni” oraz do bezkrytycznej wiary w najgorsze rzeczy dotyczące „ich”, kimkolwiek są. Tu schodzą się wszystkie błędy poznawcze i urządzają imprezę nietolerancji: dzielimy świat według wzorców, które być może nie istnieją, dokonujemy pochopnych ocen na podstawie tego, co pierwsze wpadnie nam do głowy, wybieramy te argumenty, które podpierają nasze przekonania, rozpaczliwie próbujemy dopasować się do grupy i bez szczególnie dobrego powodu niezachwianie wierzymy w naszą wyższość.
Kiedy cały czas otaczają nas lśniące, zaskakujące nowe rzeczy, heurystyka używana do dokonywania ocen zaczyna zawodzić. Gdy jesteśmy bombardowani coraz większym natłokiem informacji, nie powinno dziwić, że jeśli zaczyna ich być zbyt wiele do przetworzenia, zaczynamy wyławiać te strzępy, które potwierdzają nasze poglądy. Jak ktokolwiek może powiedzieć, czy padamy ofiarą efektu Dunninga-Krugera, skoro wciąż musimy uczyć się robienia nowych rzeczy?