Dlaczego, kiedy czujemy, że mamy rację, nie wystarczy nam świadomość jej posiadania? Dlaczego racja nabiera pełni smaku dopiero, gdy ktoś nam ja przyzna?
Ludzie zawsze powiedzą to, co chcą powiedzieć, bez względu na to, co zrobimy. Dlaczego im nie pozwolić? Po co nadawać rangę im słowom? Wszyscy przecież umrzemy. Mało tego: możemy umrzeć w jednej chwili, bez ostrzeżenia. Czy nie fajnie byłoby przeżyć ten czas, jaki mamy, zgodnie z własnoręcznie napisanym - bez cenzury, ale też autocenzury - scenariuszem?
Polecam Wam cudowną formułkę na lęk przed tym, co ludzie powiedzą, a brzmi ona: i co z tego? Nic z tego.
Nie wahajcie się użyć własnego życia, by żyć, jak wam się podoba.
Ludzie powiedzą, co zechcą, co im ślina na język przyniesie, bo ludzie, choć mogą, nie rezygnują z mówienia. Zachowują się jak dziecin cierpiące na chorobę lokomocyjną - one reagują wymiotami na wrażenia, jakich dostarcza podróż - tyle, że do werbalnych torsji doprowadza przesuwający się krajobraz rzeczywistości. Ludzi po prostu mdli od patrzenia na świat. Pamiętajmy jednak, że wymiotowanie rozczarowaniem jest chorobą, jak ta lokomocyjna.
Żyjąc bez NIE, dwa razy tracisz. Tracisz godność, siebie, a nic nie zyskujesz. W tym przypadku brak zysku oznacza stratę. Zaczynasz oglądać własne życie i ogarnia Cię smutek. I wtedy idziesz na wojnę. Pragniesz odzyskać swoje własne, a zarządzane przez okupanta, terytorium.
W bogactwie i biedzie, w zdrowiu i chorobie ślubuję sobie miłość, wierność i uczciwość własną.
W miarę świadomy człowiek, który uważa się za dorosłego, powinien przynajmniej raz zadać sobie pytanie: Dlaczego tak naprawdę denerwuje mnie drugi człowiek?
Jeśli wierzycie, że pieniądze zagwarantują Wam szczęście to znaczy, że w kwietniu odprowadzacie podatek od szczęścia. Coś tu nie gra.